Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/17

Ta strona została przepisana.
marco.

O ile polegać można na ludziach prawie dzikich i chwiejnych jak fale morskie, odpowiada on za część przez siebie samego zwerbowanych łuczników. W każdym razie pewnym jest straży przybocznej, ze stu ludzi złożonej, i tworzącej jądro własnego jego oddziału. Ci całkowicie mu są oddani. Ofiaruje się zatem wprowadzić do Pizy wszystkich, za nim pójść zechcących, aby bronić gród nasz od wojsk, które porzuca.

gwioo.

Rąk nam nie braknie! Nie potrzebujemy niebepiecznych sprzymierzeńców. Niech nam da prochu, kul i żywności.

marco.

I na to zgoda. Przewidział że odrzucisz ofiarę, mogącą ci się wydać podejrzaną. Zobowiązuje się więc wprowadzić do miasta trzysta wozów amunicyi i żywności, które niedawno do obozu przybyły.

gwido.

Jak to uczyni?

marco.

Nie wiem. — Nie znam się na podstępach wojennych i politycznych. — Powiem tylko, że co chce, to czyni. Pomimo komisarzy pełnomocnych jest w obozie jedynym panem, dopóki go Siniorija nie odwoła. Ta zaś nie ośmieli się go odwołać w przeddzień zwycięstwa, z pośród wojska, pewnego łupu i pokładającego w nim ufność nieograniczoną. Musi zatem czekać na chwilę odpowiednią...