Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/21

Ta strona została przepisana.
gwido.

I powiedziałeś jej?

marco.

Wszystko.

gwido.

Wszystko!... Co?... Cały targ bezecny?... Ośmieliłeś się?

marco.

Tak.

gwido.

Co na to odparła?

marco.

Nic. Zbladła i, nie mówiąc słowa, odeszła.

gwido.

Tak wolę!... Mogła poskoczyć, w twarz ci plunąć, albo paść u nóg twoich... Ale tak wolę... zbladła i odeszła... Tak uczyniliby aniołowie... Poznaję moją Vannę. Nie trzeba było nic mówić... Zatem i my z kolei więcej o tem mówić nie będziemy... Staniem znowu na stanowiskach naszych na szańcach, a jeśli umrzeć trzeba, zginiem, nie kalając przegranej...

marco.

Pojmuję cię, mój synu, bo próba, nawet dla mnie, jest prawie tak tragiczną, jak dla ciebie. Cios jednak zadany; pozostawmy więc rozumowi czas, by postawił na właściwych miejscach boleść naszą i nasze obowiązki.