Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/26

Ta strona została przepisana.
gwido.

Nie dobrze rozumiem, a przynajmniej mniemam, że nie powinienem rozumieć... Powiadasz zatem?

marco.

Powiadam, że wyszedłszy stąd, opowiem ludowi, jakie warunki postawił Prinzivalle i — że je odrzucasz.

gwido.

Dobrze!... Tym razem zrozumiałem. Żałuję, że napróżno zmarnowane wyrazy aż tu nas przywiodły. Żałuję również, że twe obłąkanie zmusza mnie uczynić ujmę szacunkowi, jaki ci się odemnie dla twego wieku należy. Lecz pierwszym obowiązkiem syna jest bronić zbłąkanego ojca, choćby od jego własnych błędów. Zresztą, dopokąd Piza się trzyma, jam jej panem i czci jej jedynym strażnikiem. — Borso i Torello! powierzam wam mego ojca. Czuwać nad nim będziecie, dopóki światło nie zabłyśnie w jego sumieniu!... Nic się jeszcze nie stało. Nikt nic wiedzieć nie będzie. — Ojcze, ja ci przebaczam. Ty zaś przebaczysz mi wtedy, gdy ostatnia godzina obudzi w umyśle twoim wspomnienie dni, w których uczyłeś mnie, jak zostać mężem bez obawy, wolnym od wszelkiej niesfornej słabości.

marco.

Mój synu, przebaczam ci, zanim ostatnia wybije godzina. Uwięzisz mnie, lecz tajemnica moja wolną pozostanie. Zapóźno już byś mógł głos mój zagłuszyć.

gwido.

Co to ma znaczyć?