Strona:Maurycy Maeterlinck - Monna Vanna.djvu/36

Ta strona została przepisana.

pogrzebałem... Nie! ani jednej łzy!... Byłem tylko dla ciebie ostoją, schronieniem... Jeśli w ciągu minuty...

vanna.

Gwido, widzisz przecie, że mówić nie mogę... Spojrzyj na twarz moją... Wytężam siły, umieram...

gwido, chwytając ją nagle w objęcia.

Chodź w moje objęcia... W nich odżyjesz...

vanna, usuwając się i sztywniejąc.

Nie, nie, nie, nie, Gwido... Wiem... nie mogę mówić... Całą moc ducha utracę, jeśli powiem choć słówko... Nie mogę... Chcę... Zastanowiłam się, wiem, kocham cię, tobie wszystko zawdzięczam... Jestem może niegodziwą... jednak pójdę! pójdę! pójdę!

gwido, odpychając ją.

To dobrze, idź precz! Idź precz! Oddal się, idź... Oddaję wszystko, co mam. Idź! opuszczam cię...

vanna, chwytając go za ręce.

Gwido...

gwido, odpychając ją.

Ach! nie zatrzymuj mnie twemi ciepłemi i miękkiemi rękami... Ojciec mój miał słuszność! Znał cię lepiej odemnie... Ojcze! oto ją masz... Ojcze, to twoje dzieło... Spełń je, doprowadź do końca!... Wiedź ją do namiotu!... Ja tu pozostanę i patrzeć będę na wasze odejście... Lecz nie sądźcie, że wezmę przypadającą na mnie część chleba i mięsa, za które mu ona za-