nia twego — wynosiły cię z kolei, jedno po drugiem, na czoło największej armii naszej. Zresztą nie miano powodu żałować wyboru. Ale od pewnego czasu, utworzyło się stronnictwo, przeciwne tobie. Nie wiem, czy odkrywając ci, co się knuje, szczera przyjaźń dla ciebie nie przekracza potrosze ściślejszych moich obowiązków. Lecz obowiązek ściślejszy bywa często bardziej zgubny, od najlekkomyślniejszej wspaniałomyślności. Zwierzę ci się zatem, że za powolność i wahanie twoje, oskarżają cię cierpko. Niektórzy wątpią nawet w twoją prawość. Dokładne denuncyacye przyszły potwierdzić szereg podejrzeń. Na część zgromadzenia, już przedtem ci nieprzychylną, wywarły one złe wrażenie. Posunięto się do obrad, mających na celu ujęcie twojej osoby i oddanie cię pod sąd. Na szczęście wczas o tem mnie zawiadomiono. Udałem się więc do Florencyi, i bez trudności, przedłożonym dowodom, przeciwstawiłem dowody sprzeczne. Zaręczyłem za ciebie, panie. Obecnie, chciej usprawiedliwić zaufanie, jakie w tobie zawsze pokładałem, gdyż obaj zgubieni będziem, jeśli nie zaczniesz działać. Towarzysz mój, Messer Maladura, trzymany jest w szachu w Bibbiena przez wojska proweditora weneckiego. Inna armia kroczy na Florencyę z północy. Chodzi tu o zbawienie miasta. Wszystko jeszcze da się jednak naprawić, jeśli jutro przypuścisz szturm pożądany. Wróci on nam najlepsze wojsko i jedynego wodza, wieńczonego stale przez zwycięstwo; pozwoli udać się do Florencyi z głową podniesioną, w tryumfie, który, z wczorajszych wrogów twoich uczyni najgorętszych twych wielbicieli i stronników.
Czy powiedziałeś, panie, wszystko, co miałeś mi powiedzieć?