Policzyłem ile razy: dwanaście... Mógłbym wymienić wszystkie zabawy nasze i powtórzyć wszystkie słowa twoje...
Potem... dzień cały czekałam, bo kochałam cię bardzo. Byłeś poważny i łagodny, jak dziewczynka, a patrzyłeś się na mnie, jakby na królewnę... Nie wróciłeś więcej...
Ojciec zabrał mnie z sobą w drogę... Zabłądziliśmy na pustyni... Potem wzięty zostałem do niewoli przez Arabów, Turków, Hiszpanów... nie wiem kogo więcej... Gdym wrócił do Wenecyi, matka twoja już nie żyła, ogród zastałem spustoszony... O tobie ani słychu! Później dopiero doszły mnie wieści, dzięki twej piękności, pozostawiającej po sobie wszędzie, nie zacierające się ślady...
Gdym tu weszła, czy mnie odrazu poznałeś?
Gdyby was dziesięć tysięcy znałazło się naraz pod moim namiotem, wszystkie jednako ubrane, wszystkie jednako piękne, jak dziesięć tysięcy sióstr, których matka, jednej od drugiej, rozróżnić nie może, byłbym powstał, wziął cię za rękę i rzekłbym: »Oto ona!...« To dziwna — nieprawdaż? — jak ukochany wizerunek żyć może w sercu!... Twój żył w mojem do tego stopnia, że się w niem odmieniał codziennie, jak w życiu rzeczy wistem. Dzisiejszy zastępował wczorajszy... Rozkwitał, stawał się coraz piękniejszy, a lata przyozdabiały go wszystkiem, czem stroją kształtujące się dziecko... Lecz, gdy cię ujrzałem, zdało