O pani, całą zgrają Na syna Twego plwają.
Teraz już nie nastają, Wiodą go do Piłata.
Piłacie, każ swą władzą, Niech mi dziecka nie męczą,
Wszyscy tutaj poręczą, Nie zasłużył rąk kata.
Ukrzyżuj go, ukrzyżuj, On się królem wyznawa,
Wedle naszego prawa, On senatu jest wrogiem.
Słuchajcie mię, słuchajcie, Boleść moję zważajcie,
Z tym sądem się wstrzymajcie I tym wyrokiem srogim.
Z łotrami dwoma przyszli, Żeby przy nim zawiśli.
Kiedy być królem myśli, Daj mu z cierni koronę.
Synku, liliji kwiecie, Synku najmilszy w świecie,
Ten ciężar mię przygniecie: Patrz, cała we łzach tonę.
Oczko ucieszne moje, Nie patrzysz, że tu stoję,
Cofasz się, synku miły, Od piersi, co cię karmiły.
Patrz, pani, drzewo krzyża, Już się z niem motłoch zbliża,
Szczera się światłość zwyża, Pogląda na dziedziny.
O krzyżu, co uczynię? Syna mi weźmiesz ninie,
Jakżeż na tobie zginie, Który jest sam bez winy?
Lud bieży dziką zgrają; Patrz, krzyżować go mają;
Patrz, już go obnażają, Spiesz, Matko boleściwa.
Z ciała płaszcz już zerwany, A krwią wszystek zbryzgany,
Dajcie spojrzeć na rany; Krew po dziecku mem spływa.
Prawą rękę chwycili, Do drzewa przytroczyli,
Odjąć niech się nie sili, Bo gwoździami przybita.
Rękę lewą rozwarli I do drzewa ją wparli,
Całą dłoń mu rozdarli, Żeby cierpiał dosyta.
Przycisnęli kolana, Stopy krwawiąca rana,
Uwięź kostek stargana; Skróś jest gwoździem rozryta.
Tu sił moich ostatki! O pocieszko swej matki,
Synku, Synku mój gładki, Kto wydziera ci życie?
Lepiej było, morderce, Mnie samej wydrzeć serce,
Niżbym w tej poniewierce Patrzała w synka lice.