Gród jest ludny a ciasny i po brzegach, i na dnie;
Mękami i katuszą wypełniony szkaradnie,
Tak powiadają święci jednomyślnie i składnie.
Nie wygrzebie się nigdy ten, co raz tam popadnie.
Na samem dnie się mieści kaźnia Lucyferowa,
Wokół mury opływa smoła i siarka płowa.
Choćbyś morze tam przelał, nic się zeń nie uchowa,
Woda wszystka się spali niby świeca woskowa.
Środkiem całego grodu mętna rzeka przepływa,
Bardziej gorzka od żółci, truciznami zjadliwa,
Dokoła ciernie, osły i parząca pokrzywa,
Każdy kolec jak brzytwa siecze, tnie i rozrywa.
Ponad grodem kopuła czerwonością się pali,
Odlana z andranegu(?), ze śpiżu i ze stali;
Mury bardzo wysokie z głazów pobudowali,
Grzesznik, co tam zapadnie, nigdy się nie ocali.
Pod straż czterech strażników zamek jest postawiony:
Satana, Barachina, Tryfona i Mahomy.
Okrutnie jest zaciekły wszystek ten lud zbieszony,
Biada potępieńcowi, co im popadnie w szpony.
Ponad głównemi drzwiami stoi wieża czubata,
Na której to strażnicy djabelska mieszka czata,
Bystrem okiem poziera na cztery strony świata,
Nieda podejść nikomu przeklętnica rogata.
A taka jest natura czujnej, piekielnej straży,
Nigdy powiek nie przymknie, ani go sen rozmarzy,
Znać daje klucznikowi, co w bramie gospodarzy,
By nie wypuścił gminu, co tam po piekle łazi.
Więc na cały głos krzyczy i woła ze swej wieże:
«Od naszej nędznej włości pilnie przymykaj dźwierze,
Niech się nikt nie wyzwoli z naszej czarciej obieże,
Niech wiedzą: dróg i mostów tutaj się dobrze strzeże.
Lecz gość będzie przyjęty niczem jaki włodyka:
Niech się z wielką uciechą przeciw niemu przymyka,
Niech się pospuszcza mosty i bramy poodmyka,
Niech go śpiew mile wita i wesoła muzyka».
O nędzni potępieńcy, poskupiani w tej cieśni,
Których w czadzie piekielnym takie witają pieśni,
Szeroko rozpowiadać wasz kłopot mi się nie śni,
Ani będę wysławiał, sami się sławcie wcześniej.
To wiedzcie, że zaledwie wejdzie tutaj za progi,
Zaraz mu popętają obie ręce i nogi,
Siec go będą biczami, ból zadając mu srogi,
Potem go zaprowadzą przed króla złej załogi.
On zawoła ministra, co procesy prowadzi,
Ten go wlec do więzienia każe swojej czeladzi.
Strona:Maurycy Mann - Literatura włoska.djvu/176
Ta strona została przepisana.