tamci podawali za szczerą prawdę, i widząc, że z tej przyczyny w piekle samem rosły spory, złożywszy Plutonowi raport odpowiedni, postanowili dać rzecz do sprawdzenia ministrom, a następnie przedsięwziąć kroki ku zbadaniu owych zboczeń i ku poznaniu prawdy...
Djabli postanawiają wysłać na ziemię «komisarza»; losem zostaje wyznaczony Belfagor, arcydjabeł, «ci-devant» archanioł.
Asygnują mu 100 tysięcy dukatów, z któremi ma wyjść na ziemię pod postacią ludzką, pojmie żonę, będzie z nią żył 10 lat, poczem, udawszy śmierć, powróci i z doświadczeń swych zda relację przełożonym o rzeczywistych uciążliwościach stanu małżeńskiego. Uprzedzono go przytem, że w ciągu całego czasu będzie podlegał wszystkim niewygodom i dolegliwościom człowieczym, jako to: więzienie, choroba i inne utrapienia, — chyba, że własną przebiegłością z nich się otrzęsie. Przyjął Belfagor warunki razem z monetą; wstąpił na ziemię, a złożywszy swój poczet z koni i służby, wjechał z okazałością do Florencji; które to miasto przed innemi wybrał na siedzibę, obliczywszy, że tam najłatwiej swoje pieniądze puści w obrót. A przybrawszy nazwisko Boderyka z Kastylji, wynajął dom w dzielnicy Ognisanti; żeby się zaś nie domyślano, kim jest w istocie, dodał, że wyjechał niedawno z Hiszpanji do Syrji, że w Aleppo się zbogacił i przybył do Italji, ażeby tu szukać żony w mieście najbardziej kulturalnem, odpowiadającem najlepiej jego wymaganiom...
Uroda, bogactwo, młodość, hojność zwabiły ku niemu tłumy panien na wydaniu; wybrał najpiękniejszą, imieniem Onesta, córkę Ameriga Donatiego...
Ta po ślubie stała się nieznośna; pyszniejsza od Lucyfera, opryskliwa, a co najgorsze, rozrzutna. W krótkim czasie zrujnowała go. Przed wierzycielami musiał potajemnie uciekać w nocy, naprzód konno, polem pieszo. Tak dobiegł do chaty Gianmattea, który właśnie krzątał się koło wołów, i prosił, aby go ukrył przed prześladowcami.
Gianmatteo, choć chłop, był człowiekiem czułym, a uważając, że nic nie straci, jeżeli zbiega ukryje, schował go pod kupą zielska przed chałupą i nakrył sitem i drwami zebranemi na opał. Ledwie Boderyk miał czas tam się wsunąć, gdy nadbiegł pościg; mimo jednak, że ścigający nacierali na chłopa, wydobyli zeń tylko tyle, że widział zbiega... Kiedy umilkła wrzawa, a Boderyk wyszedł z ukrycia, Gianmatteo żądał, aby spełnił, co przyrzekł, na co Boderyk: «Miły bracie, jestem ci obowiązany wielce i chcę ci wynagrodzić; abyś zaś wiedział, że zdołam to uczynić, wyznam ci, kim jestem...» I wykrył mu sposób, jakim chce go wzbogacić; a był nim ten, że kiedy usłyszy, iż jakaś niewiasta jest opętana, niechaj wie pewnie, że to on w niej siedzi i że z niej nie wyjdzie, póki go jego dobrodziej nie wywoła, za co będzie mógł sute brać wynagrodzenie. Po zawarciu takiej umowy odszedł. Nie minęło wiele, kiedy rozeszła się wieść po Florencji, że jedna z córek pana Ambrożego Amidei, zaręczona z Bonaiutą Tebalduccim, była opętana od djabła; rodzina nie zaniedbała żadnego ze środków, jakie się praktykuje w podobnych wypadkach: przykładano jej na głowę czaszkę świętego Zenobja i płaszcz św. Jana Gwalberta, ale Boderyk wszystkie je zbaraszkował (ucellate). Żeby zaś dać do zrozumienia, że choroba młodej osoby pochodziła od złego ducha, nie zaś z wyobraźni, przemawiał po łacinie, dysputował filozoficznie i odkrywał cudze grzechy; między innemi wyjawił sprawę pewnego braciszka, który przy sobie utrzymywał niewiastę w habicie i mieszkał z nią przez 4 lata w jednej celi. To wszystko budziło nadzwyczajny podziw. Tymczasem messer Ambruogio, wielce zatroskany, spróbowawszy wszystkich środków, stracił nadzieję, — gdy wtem przybył doń Gianmatteo i obiecał przywrócić zdrowie dziewczęcia, jeżeli otrzyma 500 dukatów, za które pragnął nabyć folwark w Peretoli.
Messer Ambruogio zgodził się, zaczem Gianmatteo, odprawiwszy naprzód liczne obrzędy dla upiększenia sprawy, zbliżył się do ucha panny i rzekł: «Boderyku, przybyłem, żebyś mi dotrzymał przyrzeczenia». Na co Boderyk odparł: «Jestem gotów, ale to nie wystarcza, aby cię zbogacić, dlatego, odszedłszy stąd, wejdę w córkę Karola, króla Neapolu, i nie wyjdę z niej, aż mi każesz. Ale potem urządzę (1’aream mancia) cię tak, że dasz mi już pokój (boiga)». — Rzekłszy, wyszedł z niej, ku radości i zdumieniu całej Florencji.
Strona:Maurycy Mann - Literatura włoska.djvu/196
Ta strona została przepisana.