Iak nieostrożny ptak, co się uplące
W sieć, albo pierzem na lepy ułapi,
Prozno więc krzydła usila trzepiące,
Tem barziey grzęźnie, im chutniey wyiść kwapi.
— Nadszedł tam Orland, gdzie wygiętem bokiem
Rozwierała się gora nad potokiem.
Zdobiły wniście do oney to groty
Z winną macicą bluszczów krzywe pędy;
Tam kochankowie na porze spiekoty
Swe odprawiali wczasy y gawędy;
Tam dwoyga imion malują się sploty
Gęściey y czuley, niśli indziey wszędy,
Lub węglem, lubo rysowane kwaszem,
Lub wyrzezane nożem czy pałaszem.
Wszedł do iaskinie grabia zadumany:
Zaraz od proga, snadź ręką Medora,
Obaczył gęsto popisane ściany
Tak świeżo, iakby nieledwie od wczora.
Rozkoszy, odeń w grocie kosztowaney,
Rymem świadczyła mowa wielowzora,
W tamtem języku barzo wdzięczna — tuszę,
Którą tem sensem wyłożyć pokuszę:
Wesołe drzewa, trawo, iasne wody,
Mroczna iaskini, w chłodny cień ubrana,
Kędy tak często przecudney urody
Galafronowna, od wielu kochana,
W ramionach moich bez żadney przeszkody
Odpoczywała; zato, że mi dana
Od was ta wolność, nie maiąc ubogi
Medor czem płacić, całuię ty progi.
Y proszę wszytkich panów miłośników,
Wszytkich rycerzy, panny miłujące,
Wszytki persony kmieci czy pątników,
Co z woli, abo z losu ku tey łące,
Do tych wod i grot przyidą y gaików:
— Módlcie się społem: Błogosław iem słońce
Y księżyc; Nymphy! uchowaycie szkody,
Zdala trzymając pastyrze y trzody.
Pisane było to arabską mową,
W którey był grabia ćwiczon iak w łacinie;
Siła on innych znał, atoli ową
Przed wszytkiemiś miał, mądry Paladynie!
Nieraz on uszedł chwalebnie y zdrowo,
Nią się ratuiąc w pogańskiey krainie,
Wżdy niech się nie dmie, że miał z niey korzyści,
Teraz mu sroga ztąd boleść się ziści.