Strona:Maurycy Mann - Literatura włoska.djvu/207

Ta strona została przepisana.
111

Trzykroć, czterykroć, sześćkroć rzeźby pytał
Okiem utkwionem w przeraźliwe słowa,
Mniemając, że się odmieni, co czytał,
A zawżdy iedna była słow osnowa.
Coraz żal srogi za serce go chwytał,
Tak prawie, iakby iaka dłoń lodowa.
Nareście skostniał, wzrok y umysł mętny
Utkwiwszy w skale, skale oboiętney.

112

Tedy mu ięło mieszać się w rozumie
Z wielkiego wszytkich zmysłów usilenia.
Iedno, kto w sobie sam zaznał, zrozumie,
Że być nie może więtszego cierpienia.
Broda mu zwisła na łono w zadumie,
Hardości w oczach nie zostało cienia;
Y tak całego bol zadzierżył w ręku,
Że łez powiekom, ustom brakło ięku.

113

Zbyt się rozparła w niem żałość w ley porze,
Co rychley kwapiąc wyniść z konfuzyie;
lako to napoy widamy w gęsiorze,
Co ma pękaty brzuch a wązką szyię,
Gdy znagła dnem go wywrócisz ku górze,
Tak się więc gwałtem likwor w kupę zbiie
Y tak się sobą zatchnie y zastanie,
Że jedno kropla zeń po kropli kanie.

114

Kęs wszedszy w siebie, myśli — jakby sprawić,
By mu się rzecz ta wydała fałszywa;
Że to ktoś panią jego chciał zniesławić,
Tak tuszy, marney tak nadzieie wzywa,
Lub, że zazdrośnik takiey chciał nabawić
Trwogi, ażeby dogryzł go do żywa,
I zasię myśli: to samo, przezdzięki,
Wszak niktby udać nie umiał jej ręki.

115

Taką nadzieią — choć marną i skępą —
Posila mdły duch, koi bolow ostrze;
Bryliadora dosiada i stępą,
Właśnie gdy słońce plac ostawia siostrze,
Poieżdża daley, a wtem za drzew kępą
Dym nad dachami nagle się rozpostrze,
Słyszy łaianie psów i ryki trzody,
Zieżdża do sioła i szuka gospody.

116

Z unużonego zsiadł Bryliadora
Y stajennemu chłopcu rzucił wodze:
Krząta się służba do posługi skora,
Tu koncerz leci, tam złote ostrodze.