Strona:Maurycy Mann - Literatura włoska.djvu/217

Ta strona została przepisana.

Żyd: Włóż pan naprzód płaszcz. Tu jest ramię. Niech tak nigdy nie oglądam Mesjasza, jeżeli nie jest uszyty jak dla pana. Piękny kawałek kaftana.
Rudy: Mów prawdę.
Żyd: Niech mię tak Pan Bóg w szabes nie poprowadzi do synagogi, jeżeli na panu nie leży jak malowanie.
Rudy: A teraz cena; jeśli mi go sprzedasz uczciwie, po mojej chęci, to kupię jeszcze ten habit dla mojego brata w Aracaeli.
Żyd: Jeśli go pan kupi razem, to opuszczę z ceny, a niech pan wie, że należał do samego wielebnego Aracaelego in minoribus.
Rudy: Tem lepiej. Ale brat mój jest słusznego wzrostu, chcę zobaczyć, jak wygląda ztyłu, a potem potargujemy.
Żyd: I owszem, wyda pan sprawiedliwie swoje bajoki.
Rudy: Spadł ci sznur; włóżże teraz szkaplerz. Tak, jest wcale zacny.
Żyd: A jakie sukno!
Rudy: Wydajesz mi się porządnym człowiekiem, dlatego wymyśliłem dla ciebie coś dobrego.
Żyd: (n. s.): Rak w zatrzasku...
Rudy: Chciałbym, żebyś się wychrzcił.
Żyd: Pan życzy sobie rozprawiać. Pan wierzy w Boga i ja w Boga. Jeżeli pan życzy sobie kupić, to jedno, jeżeli rozprawiać — to drugie.
Rudy: Grzech dobrze ci życzyć. Kto tu mówi o duszy. Dusza to jest «la minore» (przesłanka w syllogizmie).
Żyd: Zdejm pan już mój kaftan.
Rudy: Patrz na mnie. Z trzech powodów pragnę, żebyś się przechrzci!.
Żyd: Zdejm pan, powiadam.
Rudy: Słuchaj, bestja! Jeżeli się przechrzcisz, to zaraz pierwszego dnia zdzióbiesz pełną misę denarów, potem cały Rzym zbiegnie się podziwiać cię w wieńcu oliwnym, a to jest piękna rzecz.
Żyd: Masz pan dużo czasu (bel tempo).
Rudy: Po wtóre, będzie ci wolno jeść wieprzowinę.
Żyd: Mało dbam o nią.
Rudy: Gdybyś popróbował bułki posmarowanej sadłem, wyrzekłbyś się dla niej stu Mesjaszów. Co to za muzyka taka bułka smażąca się na ogniu z dużym kielichem między kolanami: smaruj, jedz i pij!
Żyd: No, oddaj mi pan kaftan, bo nie mam czasu.
Rudy: Po trzecie, nie będziesz nosił czerwonej odznaki na piersiach.
Żyd: Co mię to obchodzi.
Rudy: Obchodzi, bo Hiszpanie gotowi cię ukrzyżować za ten znak.
Żyd: Za co ukrzyżować?
Rudy: Bo z tym znakiem jesteście do nich podobni.
Żyd: Jest przecie między nami różnica.
Rudy: Niema różnicy, póki go nosicie. A potem, skoro nie będziesz nosił tej cechy żydowskiej, chłopaki przestaną cię obrzucać skórkami z cedru, łupinami z melonu albo pestkami z dyni. A więc przechrzcij się, przechrzcij się, przechrzcij się. Chciałem ci to powtórzyć trzy razy.
Żyd: Nie chcę, nie chcę, nie chcę. Ja też powtarzam trzy razy.
Rudy: Ja, panie żydzie, jako człowiek uczciwy spełniłem obowiązek i oczyściłem sumienie. A teraz ty: ile żądasz za to wszystko?
Żyd: 12 dukatów.
Rudy: Złotych czy karlinów.
Żyd: Rzymskiej monety, rozumie się.
Rudy: Obróćno się jeszcze, żebym obaczył, jak się fałduje ztyłu.
Żyd: Już się odwróciłem.
Rudy: Stójno — móle!
Żyd: To nic nie znaczy.
Rudy: Czekaj, nie ruszaj się.