Obym już z gór Alpejskich uzbrojonych szyków
Nie widział zstępujących! Oby Po zbroczona
Francuskich nie poiła chciwych wojowników!
Obyś nie szła nie swoją zbroją uzbrojona
Staczać walki ramieniem cudzych najezdników,
By służyć czy zwycięska, czyli zwyciężona!
Kochaj, w miłości miłość ma nagrodę
Największą, jaką za miłość się płaci.
Dwie dusze, serca dwa przez wspólną zgodę
Zostały dwojgiem, lecz w jednej postaci,
Oboje dawną zmieniły gospodę,
I każde żyje, lecz w sobie się traci.
Oboje trwają w nieswojej powłoce
I wszystkie swe w niej wykonują moce.
Bezkreśna rozkosz i niewymówiona,
Bana przesłodka, ukąszenie miłe;
Wzorem feniksa istność spopielona,
Bo ma kołyskę razem i mogiłę.
Dusza tym ciosem tknięta w głębi łona
Umiera żyjąc, w śmierci czerpie siłę.
Mdleje i tęskni; jakiemś dziwnem prawem
Cierpi bez bólu pod cięciem niekrwawem.
Tak dusza w łubem konaniu się ćwiczy:
Wabik dla chuci, sedno strzały celnej;
W płomieniu słodkim, a pełnym goryczy,
Przez cios śmiertelny ma byt nieśmiertelny.
Śmierć, która zmysłom za kordjał się liczy:
Nie śmiercią — życiem jest napój weselny.
Miłość uśmierca, miłość ogniem parzy,
Ażeby pewniej zabić — — życiem darzy.
Więc gdy się godzi z twojem chcenie moje,
Skoro mię wzrusza to, co ciebie wzrusza,
Gdy, czem się koić chcesz — i ja się koję,
Gdy to, co lubisz, mnie też lubieć zmusza,
Gdy w nas chęć jedna dzieli się na dwoje
I jest obojgu wspólna jedna dusza,
Gdyś mi dał serce, a ty mojem władasz,
Czemu w ramiona me jeszcze nie padasz?
O, duszy mojej słodka błyskawico,
Serca mojego lube utrapienie,
O, moich źrenic światło i źrenico,
Mój ty całusku, moje ty westchnienie!
Zwróć na mnie owe, gdzie się wdzięki sycą,
Drżących szalirów przeczyste strumienie;
Podaj mi owe, skąd śmierć na mnie czyha,
Rubinowego krawędzie kielicha!
Te oczy ku mnie zwróć, oczy uroczne,
Te moich spojrzeń szyby zwierciadlane;
Powiek — kołczany, brwi — łuki otoczne,
Źrenice — kuźnie lubieżą wzdymane;
W niebie kochania planety wyroczne,
Słońc urodziwych jutrzenki przebrane;
Gwiazdy przejasne, których skry słoneczne
Zdolne mię skazać na zaćmienie wieczne!
Te usta podaj mi! Usta wy lube,
Pałaców śmiechu brylantowe wrota;
Klombie różany, skąd na moją zgubę
Miłosna żmija żądełkiem się miota.
Skrzynio, perłami na natury chlubę
Strojna; alkowo, gdzie Amor niecnota
Chroni się trwożny z obawy katusze,
Gdy zranił serce i zrabował duszę!..