Strona:Maurycy Mann - Literatura włoska.djvu/223

Ta strona została przepisana.
COMMEDIA DELL’ARTE
FRANCESCO ANDREINI
(1578 — um. po r. 1652)
BOHATERSTWA KAPITANA GROZY
II. Polowanie na jelenia, odyńca i niedźwiedzia

Trappola (lokaj). Jakto? Polowanie jeszcze pana kapitana bawi?
Kapitan Spavento. Bawi mię, żal mi tylko, że nie są to już owe sławne polowania starych czasów.
Trappola. Jakiego rodzaju łowy? Opowiedz mi niektóre, drogi patronie.
Kapitan. Ponieważ łowy na jelenia, dzika i niedźwiedzia są łowami książąt i wielkich panów, ja, który jestem księciem ludzi odważnych, zabiwszy ową łanię złotorogą i bronzonogą, szybszą od wiatru; — zabiwszy także owego dzika kaledońskiego, próbowałem także upolować niedźwiedzia, bardzo krwiożerczego zwierza.
Trappola. Patronie, zatrzymaj się z łaski waszej i pozwólcie mi na cztery słowa; uważcie, że przybieracie się w piórka zaszczytów i chwały cudzej i zapisujecie na swój rachunek to, co nie jest wasze; nazwą was dzięciołem Ezopa...
Kapitan. Próbowałem, jak powiadam, upolować dzikiego niedźwiedzia, a że tutaj na ziemi nie istnieją niedźwiedzie godne mej odwagi, cóż zrobię: jednym skokiem dosięgam ósmej sfery i tam dwoma pchnięciami dzidy zabijam Małą i Wielką Niedźwiedzicę. Dokonawszy tego znakomitego i pamiętnego czynu, schodzę na ziemię szlakiem drobnych gwiazd; zostałem przez Saturna wzięty do niewoli, za to, żem uśmiercił biegun jeden i drugi.
Trappola. Lepiej było z ósmej sfery odrazu skoczyć na ziemię, niż złazić przez drogę mleczną i popaść w sferę Saturna. Zatem, widząc się w mocy tego wściekłego staruszka, cóżeś pan postanowił?
Kapitan. Tupnąłem tak mocno i tak zapamiętale w posadzkę siódmego nieba, żem runął wdół, przebiłem niebo Jowisza, Marsa, Słońca, Wenery, Merkurego, Księżyca. Spadając wreszcie na ziemię, znalazłem się na placu konstantynopolitańskim, przed pałacem Wielkiego Turka, który właśnie przejeżdżał dla rozrywki po ulicach Bizancjum.
Trappola. Cóż powiedział Wielki Turek, widząc człowieka, co spadł z komnat gwiaździstych?
Kapitan. Spytał mię w swoim języku, skąd przybywam... Kiedy Wielki Turek usłyszał moje imię, natychmiast zsiadł z konia i ucałował mi kolana; to samo uczynili baszowie, wezyrowie, czauszowie, sandżakowie, berlerubejowie, janczarowie.

IX. O próbach żarłoczności, o podróży do Kolchidy, o Syrenach.

Kapitan. Przybywszy pewnego dnia do Elidy, bardzo mądrego greckiego miasta, gdzie znajdował się Herkules, wielki pogromca potworów, usłyszałem o wyzwaniu pewnego Greka, nazwiskiem Sepreo, który dowodził, że jest większym od Herkulesa żarłokiem.
Trappola. Myślałem, że ten Grek chciał pana wyzwać na siłę, ale według tego co słyszę, było to wyzwanie pasorzytnicze.
Kapitan. Herkules, który w onym czasie musiał mieć niezwykły apetyt, przyjął wyzwanie, a ja w tym samym czasie, łaskotany wielkim głodem, prosiłem, żeby mi pozwolili wziąć udział w głodowym zatargu, co też uzyskałem bez sprzeciwu.
Trappola. Głód wypędza wilka z lasu: pan znalazłeś okazję nasycenia się. Fortuna sprzyja odważnym, a odstrasza tchórzów.
Kapitan. Kiedy już ułożono tę walkę obżartuchów, przygotowano stoły na arenie zapaśniczej i każdy zamówił potrawy, jakie życzył sobie pożreć... Sepreo zasiadł pierwszy i zjadł całego pieczonego byka; Herkules, drugi, zjadł stu rzezańców, a ja zjadłem sto nowonarodzonych cielątek... Po skończonej próbie wszystek lud orzekł, że ja, bez żadnej wątpliwości, odniosłem zwycięstwo... Potem udałem się do