Strona:Maurycy Mann - Literatura włoska.djvu/228

Ta strona została przepisana.

Choć nadmiar bólu pełen i srogości,
Niech jeszcze nędzy mojej pozazdrości.
Selene:  Ach, złagodź gniewy. Ja też go miłuję
I cierpię męki.
Dido:  Kochasz Eneasza?
Selene:  Tak, lecz przez ciebie...
Dido:  Ach, ty niegodziwa!
Ty mą rywalką?...
Selene:  Jeżeli nią byłam,
Nie masz powodu dzisiaj...
Dido:  Precz z mych oczu!
Nie powiększaj cierpienia,
Co mi piersi ugniata.
Selene:  Nieszczęsna zginie — już ją dzierżą lata! (wychodzi).

Scena 19

Ormidas:  Rośnie płomienny stos. Ty się nie cofasz?
Dido:  Czy niedość wrogów? Eneasz porzuca,
Selene jest mą rywalką, o wstydzie!
Jarba bezcześci, mam wroga w Ormidzie.
W czem wina moja? O wy, niecne bogi!
Ofiar nieczystych na ołtarzach waszych
Nie składałam, ni ogniem
Płochym świętości uwłaczałam waszej,
Dlaczego więc wywlekło
Taką złość na mnie i niebo, i piekło?
Ormidas:  Ach, myśl o sobie, nie obrażaj bogów!
Dido:  Bogów? Próżne imiona!
Senne widziadła, krzywdzicielskie mary!
Ormidas:  Cierpnę od grozy. Słuchać — godne kary (odchodzi).

Scena ostatnia
(część pałacu pada w gruzy)

Dido:  Coś rzekł, nieszczęsny! Do jakichże granic
Doprowadziło mię szaleństwo moje?
O Boże, rośnie strach. Przed śmiercią stoję.
Zagląda w oczy, do mózgu się wkrada.
Drży ziemia, zamku wstrząśniona posada,
Selene, Ormid społem
Odeszli; los mię z wszystkiego ograbił;
Nikt, by ratował, nikt, żeby mię zabił.
Uciec? Dokąd? Wie Bóg!
Zostać, a potem cóż?
Więc śmierci, tu mię złóż,
Na doczesności próg.
Czyliż tak nikła jest moja odwaga?
Nie, umrzeć trzeba. A jego niech smaga
Nieszczęście; los mój srogi
Niechaj złą wróżbą będzie jego drogi.
Kartago, padaj w gruzy!
Pałac niech zgore, a jego popiołem
Niech się zasypie miasto — ze mną społem.

(Wstępuje na stos i ginie w płomieniach. Morze miota się na wybrzeże, powietrze huczy przeokropną symfonją.)
(Opere di P. Metastasio, ed. Nicolini w zbiorze Scrittori d’Italia, 1912 — 14.)