Nad Rodanu fale żwawe,
Mgieł kurzawę
Snujesz paśmy złocistemi
I zwyciężasz pieśń słowików
Śród sadów i zagajników
Tuluzańskiej cudnej ziemi.
Tobą smętny śpiew wystrzela
W czółn Rudela,
Miłość zdobi żagl i liny,
Gdy na usta konające
Z warg gorące
Tchną oddechy margrabiny.
Wracaj, wracaj w swe dziedziny,
Ton bierz iny!
Patrz! Dant zbożny i surowy
W piekło zstąpił i do Boga
Od ziem proga
Z góry uniósł się czyścowej.
O ty, piękny słów monarcho,
Patryjarcho
Łacińskich metrów Ausonji!
Buntownik w twe wraca progi,
Jeniec wrogi,
Dziś wolny, tobie się kłoni.
Przodków trosko i zaszczycie,
Tyś me życie,
Kocham cię jak ojców chwałę.
Witaj rymie. Pleć mi wianki
Dla kochanki,
A ku zemście daj mi strzałę!
Puka w okienko słoneczko znajome:
— Obudź się piękna, to jest czas kochania.
Niosę ci fiołków pachnących oskomę
I róż hejnały niosę od zarania.
Z królestwa mego na twoje usługi
Wiodę ci kwiecień i maj, rącze sługi,
I rok młodziutki, by wstrzymał zbyt skory
Bieg twojej jasnej i uciesznej pory.
Puka w okienko wiatr i tak powiada:
— Zwiedziłem wszystkie góry, lasy, niwy;
Myśl świata dzisiaj w jeden chór się składa,
Jedną pieśń śpiewa umarły i żywy.
Z gniazd pośród lasu leci pieśń miłosna:
— Kocham cię, kocham, kocham, wraca wiosna;
Tuż okwiecone wołają mogiły:
Kochaj mię, kochaj, mój luby, mój miły!
Puka do serca, co jest twym kwietnikiem,
Myśl ma; nieśmiało pyta: Czy wejść mogę?
Otom ci starym i smutnym pątnikiem,
Znużonym; długą zbyt przebyłem drogę. —
Pragnąłbym zamknąć w tej kwietnej koronie
Sny moje dawne, nigdy niewyśnione;
Złożyć w tę kwiecia wiązankę ucieszną
Sny moje, co już nigdy mi nie wskrzesną.
Na koniu Śmierci Miłość cwałem goni
I wlecze serce zakute w kajdany,
Ale buntownik zżyma się i broni,
Nie chce podłemu panu być poddany.