przez życie mieczem mękę ciał i okazał, jak duch korzysta z mogił? Ich mowa, złożona z płomiennych języków słania się, jak błędny ogień nad bajorem dwudziestomilionowego narodu.
Do kogo przemówią wielkie żywoty, godne pióra Plutarcha albo Carlyla, nieznane dzieje trudów Hoene-Wrońskiego, Worcela, Nabielaka, Libelta, Trentowskiego, Konarskiego, Rufina Piotrowskiego, Gustawa Erenberga, Aleksandra Krajewskiego, Szwarcego i tylu innych, których pokryła noc niepamięci? Jaki został ślad po tych, którycheśmy mieli szczęście pośród siebie widzieć, po Maryanie Bohuszu i Bolesławie Hirszfeldzie, Synach nieśmiertelności? Rzucali w otaczające bajoro wszystkie wybuchy ognistej woli, która ich trawiła, wydarli ze siebie z korzeniem dusze, a oddawszy je na karm żarłocznej ciemności, pokonani przez rozpacz, w tajemnicy zadali sobie mężną śmierć. Do kogo przemawia wysokie słowo Stanisława Witkiewicza i Stanisława Wyspiańskiego?
Przemówi do nich napewno „polityk“, gdy cuda sprytu, podpatrzone przez dziurkę od klucza w pruskich urzędach policyi i galicyjskich cyrkułach przyniesie na te piaski i nauczy skrytobójców, jak „bratnią krew przelewać“. Trafi do dusz, gdy o tych swoich dokonanych czynach i gigantycznych zamysłach wygrania