geniusz polskiej natury. Z twoich zastępów musi wyjść człowiek nasz, w jednej osobie Żółkiewski i Mickiewicz, od którego czynów i słowa rozradują się popioły, zadrży lud jak długi i szeroki — i westchnie świat ku swemu Bogu.
Lecz nim ta potęga, dźwignia nowego żywota, pchnie ziemię leniwą, nim promień ten życie tworzący padnie w błotne namuliska po spuszczeniu głębokich wód, musi się głęboko wrzynać krzywy pług w płone nowizny. Niejedno ramię dostojnie musi ciągnąć szlę, jak koń, gdy braknie konia. Ze wszystkiego wyzuci na obszarze świata musimy wynaleść nowy pracy gatunek. Jak ludzie dzicy z dwu kawałków drewna, które zostawi w naszych ręku los, musimy szalonym naszym entuzyazmem i niestrudzonym uporem wywiercić ogień nowy.
Niech się ocknie i pokaże dobosz nowej Pracy i nowej Sprawy!
Niech oczy nasze z tęsknoty zgorzałe zobaczą jego natchnione oblicze.
Niech bije głos jego pobudki w błony ran ledwie zawściągnione, w jamy oczu wygniłych z łez, w srom ręki, ściskającej sakwę, gdy drży nagi plemienia duch, — i w najgłębsze pęknięcie polskiego serca. Niech tłumi swarliwy bełkot publiczny.
Nie chcemy, o nadchodząca dzielności, zająknąć się od narzucenia ci naszej woli, — ani ci schlebiać.
Tylko serca nasze drżą do tej wiary, że ty się nisko schylisz do czarnych stóp cierpiącego w ojczyźnie
Strona:Maurycy Zych-Słowo o Bandosie.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.