buję ramienia mocnego, by mię podtrzymało, serca bez próżności, by mię przygarnęło i zachowało. Gdybym była znalazła takiego mężczyznę, nie zaszłabym — gdzie jestem. Ale mężczyźni to dęby sękate, których kora odraża. A ty, poeto, kwiecie piękny, — ja chciałam pić rosę twoją. Upoiła mnie, zatruła mnie, i w dniu gniewu poszukałam innej trucizny, która mnie dokonała. Byłeś nazbyt słodki i subtelny, zapachu mój luby, byś nie ulatniał się za każdym razem, gdy usta me ciebie wdychały. Piękne krzewy Indyj i Chin zwijają się na słabej łodydze i gną się przy wietrze najmniejszym. To nie z nich cieszą belki do budowy domów. Są one poto, by upoić się ich nektarem, odurzyć się ich zapachem, zasnąć i umrzeć“.
Zdaje się, że właściwością natury pani Sand było robić głupstwa, głupstwa zmysłów, poto, by zaraz żałować tego i cierpieć. Tu się uwydatnia natura wybitnie artystyczna, gdzie popędem jej właściwym jest wyobraźnia, niezmiernie bogata i żywa. Wyobraźnia, zresztą, jest motorem naczelnym popędów każdego człowieka. Tylko — że u pospolitaka kieruje się ona samolubnie wzniż — na własne ciało i jego zadowolenie, u artysty — choć też samolubnie, ale na siebie samą, na sycenie siebie samej, i wzwyż — na ideał, na ducha. Artysta ma więc rację, że zrywa z głupstwem zmysłów i chuci miłosnej, t. j. że się szybko co do nich rozczarowywa, i tem więcej ma racji, im szybciej to czyni; nie ma tylko racji, że się w to głupstwo wdawał, i daje się opanowywać zmysłom, gdyż wtedy wyobraźnia jego, przez wrodzony
Strona:Miłość artysty- Szopen i pani Sand.djvu/025
Ta strona została uwierzytelniona.