wolni. Liście lip biorą na się dokończenie melodji, cichutko, szeptem tajemniczym, jakgdyby zwierzały jeden drugiemu sekret przyrody“.
Patrząc w noc gwiazdzistą i czując, mimo wszystko, swe odkupienie w cierpieniu, czując, że serce jej jest dobre i że sumienie jej świadczy o tem, rzuca wynurzenie swej religji przyrody, brzmiące, jak tony hymnu.
„Gwiazdy śliczne! To ja jestem tym drobnym punktem tego drobnego świata, ja, atom biedny, pełny miłości dla was, pełny wiary w was. W każdej godzinie nocy pozdrawiam chwałę waszą, wasz pierwszy promień, gdy, wychodząc z oparów waszego horyzontu, ukazujecie się na wschodzie w waszych szatach złotych. To ja śledzę wasz bieg szybki, gdy opuszczacie się na drugą półkulę i uciekacie melancholijnie, błyszczące, jak oczy, pełne łez, ku innym ciemnościom, gdzie być może nie macie ani jednego wielbiciela równie żarliwego, jak ja“.
Nie mogę się powstrzymać od przytoczenia jeszcze dłuższego jednolitego fragmentu, który obrazuje i nastrój letni w Nohant, i wartości artystyczne pióra pani Sand — wartości, pod któremi podpisałby się pierwszorzędny mistrz dzisiejszy.
Oto ten fragment:
„Tego wieczoru, podczas gdy Franz[1] grał najfantastyczniejsze melodje Szuberta, księżna[2] prze-