— Tak mocno całujesz, tak przepastnie...
— Ty jesteś moją przepaścią! — odrzekł jej głosem zmienionym.
— Całujesz tak, jakbyś zamykał wieko trumny!
— Ty jesteś moją trumną! — rzekł, jak błędny, zamykając ją w swoich objęciach.
A pani Sand patrzyła w noc ciemną i rozmyślała, jak dobre jest porównanie: miłości do trumny, a pocałunków do wieka, zamykającego tę trumnę. Zużytkuje to w najbliższej powieści...
— Chodźmy do kajuty — ozwała się po chwili: — Noc świeża... Drżysz...
Powstała i szła przodem w ciemności. A ztyłu, z ręką na jej ramieniu, omackiem, jak ślepiec, posuwał się drżący Szopen.
Śpiew sternika ciągle majaczył w ciemności.
Dajmy teraz głos pani Sand. Uważaliśmy za właściwe, a nawet za niezbędne, podanie raz wszystkiego w przekładzie, co wyszło z pod pióra pani Sand o Szopenie w Historji jej życia. Drogie są dla nas te wspomnienia, pomimo nieujawnienia w nich całej prawdy, bądź ze zrozumiałych względów prywatnej tajemnicy miłosnej, bądź z chęci pani Sand ocalenia siebie w opinji od zarzutów złamania życia Szopena. Zanadto bije w oczy w tych wspomnieniach wystawianie przez panią Sand macierzyńskiej swej miłości dla Szopena, zanadto wiele mówi pani Sand o swem poświęceniu dla niego, byśmy nie mogli dopatrzeć pod tem smutnego