rego, mogłam zaledwie na chwilę wychodzić codziennie z memi dziećmi, a często wcale nie wychodziłam. Byłam sama bardzo chora, ze zmęczenia i tego czuwania przy chorym.
W Marsylji trzeba się było zatrzymać. Oddałam Szopena do zbadania znakomitemu lekarzowi Cauvières’owi, który znalazł z początku stan jego bardzo poważnie nadwerężony, a który jednak nabrał otuchy, widząc, jak chory szybko się poprawia. Zapowiedział, że może żyć długo, czuwając nad sobą, i sam roztoczył nad nim opiekę. Godny ten i kochany człowiek, jeden z najpierwszych lekarzy francuskich, najmilszy, najpewniejszy, najbardziej oddany z przyjaciół, jest w Marsylji opatrznością szczęśliwych i nieszczęśliwych.
(Dalej — zachwyty dla lekarza. Pani Sand zawsze czuła szczególną sympatję do lekarzy, leczących „jej“ chorych. Rzeczą dziwną jest tylko, że znakomity ten lekarz, ulegając pasji żywotnej pani Sand, zamiast zarządzić całkowity spokój dla Szopena, który tak niedawno jeszcze pluł krwią „całemi miseczkami“, zezwolił, dla jej przyjemności, na wyprawę z nim kilkodniową do Genui, jak to widzimy z dalszego wyciągu.)
Widząc, że Szopen odradza się z wiosną i przystosowuje się do leku bardzo łagodnego, zatwierdził on nasz projekt pojechania na kilka dni do Genui. Była to przyjemność dla mnie zobaczyć znowu razem z Maurycym wszystkie te piękne budynki i wszystkie piękne obrazy, jakie posiada urocze to miasto.
Strona:Miłość artysty- Szopen i pani Sand.djvu/072
Ta strona została uwierzytelniona.