(1846)
Początek lata 1846. Szopen i pani Sand są jeszcze w Paryżu. Wkrótce mają jechać do Nohant. Pani Sand robi ostatnie poprawki w gotowym już rękopisie powieści, którą ma oddać do natychmiastowego druku w Courrier Français, jeszcze z końcem czerwca. Tytuł powieści Lucrezia Floriani. Szopen, od dłuższego czasu bardzo zgnębiony i zamknięty w sobie, mniej interesuje się twórczością pani Sand. Zresztą, sama mu nie mówiła o tej powieści.
Godzina przedwieczorna. Pani Sand pracuje w swym gabinecie. Wchodzi Szopen. Po niemem powitaniu, przysiada na chwilę, by odpocząć. Męczy się już bardzo chodzeniem. Ale, mimo bladości i zgnębienia, jest zawsze wytworny i dbały.
Pani Sand, od swej roboty zerknąwszy nieznacznie w stronę Szopena, mówi jakgdyby odniechcenia, choć głos jej drga sztucznem stłumieniem.
— Wiesz! Napisałam nową powieść... O, ty się teraz nie interesujesz memi pracami literackiemi!..
— Ależ, owszem... — odpowiada Szopen cichym głosem, nie podnosząc glowy[1].
- ↑ Błąd w druku; powinno być – głowy.