fotografją z życia, — ale właśnie całem szelmostwem literackiem pani Sand było to, że, odmieniając na gorsze, jaskrawsze, i naginając te rysy do swego celu, do rehabilitacji siebie, jako Lukrecji, do czynienia z siebie ofiary, poddawała ogółowi, który wiedział o jej stosunku z Szopenem, obraz domyślny Szopena taki, jakim on nie był, dla ratowania siebie w opinji tego ogółu, dla wywyższenia fałszywego siebie. To oczernienie, to oszczerstwo skryte, w imię władzy zdradzieckiej pióra, człowieka szlachetnego i idealnego, o którym wiedziała, że nie chwyci się swej obrony, jest czynem tak brzydkim, tak pozbawionym czci i godności własnej, że można go położyć tylko na karb niepoczytalności moralnej pani Sand. Istotnie, były rzeczy moralne i duchowe, których światła nikt jej instynktowi brutalnemu, jej egoizmowi czelnemu nie był w mocy wyjaśnić. Cały jej genjusz przyrodzony od strony nadprzyrody był deskami na głucho zabity.
Jak straszna, jak okrutna jest kobieta pisząca, dla żeru swej wyobraźni poświęcająca nawet sumienie!
Jak inny jest obraz Szopena, skreślony przez Liszta w jego książce. „Nie ubiegał się on o nic, nie raczyłby się ubiegać“. Był szczodry wszystkiem, prócz swą osobą. Wolał powściągliwość, niż półśrodki, zaś to przez poczucie swej wartości, przez nadmiar, być może, wymagania tajemnego, przez nadmiar ideału hodowanego w sobie. Nie zdradzał nigdy swych uczuć, nie mówił o miłości, ani o przyjaźni. Nie wdawał się wogóle w rozprawy, nie wykładał jarmarcz-
Strona:Miłość artysty- Szopen i pani Sand.djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.