List ten, pisany z wielkiem rozdrażnieniem, należy brać z całą rezerwą. Wątpię, by Szopen, jak się wyraża pani Sand, „umierał, jako ofiara przywiązania bezrozumnego (insensé)“ dla niej, takiego, jakie ona miała na myśli. Wątpię też, by w stanie swym zdrowia i całego swego usposobienia dybał na jej cnotę postanowioną (względem niego!) westalki, ale że wymagał tej cnoty względem innych mężczyzn — to fakt. Tymczasem pani Sand od miesiąca bawiła w Nohant i miała tam przyjaciół. Szopen musiał coś podejrzewać i czegoś się domyślać. „Starym krukom wypadają pióra ze skrzydeł“, pisała kiedyś pani Sand z przestrogą dla siebie („Journal intime“). Otóż, pióra te poczęły się, widocznie, zluźniać. Widmo Szopena poczynało jej ciężyć nieznośnie. Nie czuła się wolną. Stąd rozdrażnienie.
Koło 20 maja, jak zapowiedziała, przybyła do Paryża. Ślub panny Solange z Clesingerem odbył się 20 maja. Po ślubie wszyscy wyjechali do Nohant. Szopen pozostał w Paryżu.
Upłynął zaledwie miesiąc, gdy między panią Sand i młodą parą poczęły wybuchać sceny, aż doszło wreszcie do prawdziwej burdy. Oto jak ją przedstawia sama matka w liście z lipca: „Sceny, które mnie zmusiły nie do wyproszenia, lecz wprost do wyrzucenia ich za drzwi, są nie do wiary, nie do opisania. Streszczają się one w niewielu wyrazach: chciano się oto mordować tutaj, zięć mój podniósł młot[1] na Mau-
- ↑ Rzecz się działa w pracowni rzeźbiarskiej Clesingera.