Strona:Miłość matki.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

uskubać trochę trawy i liści z krzaka, nie chciał więc się z miejsca poruszyć. Napróżno Zdziś wołał i bił uparte stworzenie — nie ruszyło się z miejsca, skubiąc zieloną trawkę.
— Burek! a żywo! zabierz się do niego! — zawołał rozgniewany jeździec — pokaż mu, kim jesteśmy!
Nie trzeba było dwa razy powtarzać wojowniczemu z natury Burkowi. Złapał zębami za nogę opierającego się kozła, nie myśląc o skutkach.
Następstwo tego czynu było straszne. Kozieł wierzgnął i zrzucił Zdzisia do rowu. Potłukł się chłopiec boleśnie.




—   14   —