Lecz nie nam knezia Bolka zmóc,
W gnieźnieńskie wejść podwoje,
Dopóki Giewont, jego wódz,
Topory ostrzy swoje.
Dopóki z popod śnieżnych Tatr
Jak orzeł czyha srogi
I pędzi, jak niszczący wiatr,
Zwalając wszystko z drogi.
Z olbrzymem mierzyć się nie nam,
Co koncerz ma sążniowy,
Inną ci radę, panie, dam,
By zbawić Niemców głowy.
Gdy siłą zmóc się nie da go, —
Złotem opłacić, panie!
Niech ze skarbami gońce mkną
Na korne powitanie.
Tatrzańskie Księstwo daj mu w dań,
Mitrę na ciemne skronie.
Księstwo — to wielki zaszczyt dlań.
Niech Giewont pychą spłonie!
Cesarz Ottona słuchał słów,
I słuszność przyznać musi;
Do swego grafa mówi znów,
Choć w sercu gniew go dusi:
— Jedź więc, Ottonie, pośle mój!
Cesarskie nieś orędzie.
Niech odtąd podtatrzański zbój
Monarchji księciem będzie.