sobie sama z jednego pytania, które sobie kiedyś zadałam, i rada-bym, żeby mi kto na nie odpowiedział; bo z tego, co sama widzę, nabrałam przekonania, że my żyjemy tak, na oślep, bezmyślnie; że robimy dużo rzeczy niepotrzebnych, uczymy się dużo niepotrzebnych rzeczy, które zwyczaj podniósł do pewnej godności i przywiązał do nich pewną wagę, jak nasz szwajcar, Jan, do swojej laski urzędowej; że otaczamy się wielu drobnostkami, bez których mogli-byśmy się obejść łatwo. A natomiast zaniedbujemy wielu rzeczy ważnych, istotnych, które stanowią rdzeń życia i wiodą do celu. Otoż mnie właśnie idzie o ten cel, o proste drogi do niego.
— Moja Zosiu, zostaw te łamigłówki filozofom.
— Ja też nie mam pretensyi do ich rozwiązania; ale chciała-bym, aby mi kto podał rozwiązanie, do którego-bym mogła życie zastosować. Pytałam się o to Jerzego, Maurycego, ale mnie zbyli śmiechem, łub mówili mi tak mglisto, niepewnie, że poznałam z tego, iż oni sami w tem niepewni.
Miała-bym jeszcze ochotę spytać tego pana... Szmitowskiego; to podobno bardzo wykształcony i czynny człowiek. Nie prawdaż?
— Ależ nie rób-że dzieciństwa. Gotów się roześmiać; weźmie cię za dziwaczkę, której się w głowie przewróciło.
— Nie, on tego nie zrobi — odrzekła ze sta-
Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/132
Ta strona została przepisana.