— Pomyśl pan, że uczucie to jest nieprawe.
— Kodex karny zarówno morderczynie dzieci prawych i nieprawych nazywa zbrodniarzami. Zastosuj pani to prawo tutaj, a może nie będziesz mnie zmuszała, bym został zbrodniarzem. Pani milczysz? — odezwał się po chwili, topiąc w niej głębokie spójrzenie i nachylając się ku niej.
— Milczę, bo się boję pańskiego katechizmu i pańskiego kodexu. Masz pan dziwny dar przekonywania — na chwilę.
Słowa te powiedziała umyślnie lekko, wesoło.
Była to jedyna tarcza, pod którą chowało się jej serce przed pokonywającą siłą jego słów i spojrzeń. Czy nie zrozumiał tego i obraził się lekkim tonem jej mowy, czy też nie chciał być zbyt natarczywym — nagłe zmienił przedmiot rozmowy i ton jej i rzekł:
— Pozwól mi pani cieszyć się tym chwilowym tryumfem, jak aktorowi oklaskiem, i spuśćmy zasłonę, zanim entuzyazm publiczności przeminie.
Publicznością jesteś pani. Po chwilowem wzruszeniu, w jakie cię wprawiła tragedya serca, przedstawiona przeze mnie, wdziewasz pani salopkę i wychodzisz teraz z teatru, rozmawiając o potocznych rzeczach. Ja, również rozebrawszy się z szat nieszczęśliwego kochanka, przybliżam się do pani na schodach teatru w roli zwykłego przyjaciela domu i pytam: jak się sztuka podobała?
Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/142
Ta strona została przepisana.