Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/16

Ta strona została przepisana.

wałem się, bo zdawało mi się, że widziałem kopalnie osuszone, mnóztwo robotników krzątających się około nich. Jak się późniéj pokazało, marzenie to moje miało swoje podstawy; w przeczuciach moich był grunt realny. W tym czasie poznałem się z matką twoją. Była ona córką właściciela piwiarni, u którego schodziliśmy się wieczorami. Dziewczyna była małomówna i dzika trochę; ale pracowita i uczciwa. Niedługiego trzeba było czasu, byśmy się poznali i pokochali. Ojciec jéj nie robił trudności, bo stary chciał już wypocząć sobie, a i łata córki nie pozwalały już czekać i namyślać się. Wkrótce odbyły się zaręczyny, a my parę miesięcy potém wesele. Ojciec odstąpił nam piwiarni. Żona trudniła się interesem, a ja pracowałem, jak dawniéj, w fabryce przy kolei.
Jednego dnia, kiedy wróciłem od roboty, zastałem w izbie gościnnéj dwóch podróżnych, którzy, pochyleni nad kartą geograficzną, żywo o czémś rozprawiali. Wyrazy: kopalnie, galman, akcye, które zachwyciłem z ich rozmowy, obudziły moje zajęcie i zwróciły moję uwagę na nieznajomych. Przysunąłem się nieznacznie i pilnie podsłuchywałem ich rozmowę. Dowiedziałem się, iż rzeczywiście przedmiotem ich rozmowy były owe zalane kopalnie, że przyjechali w celu zbadania ich i wydania stanowczego sądu o ich wartości. Na drugi dzień zażądali przewodnika, który-by im wska-