przyznał się do nazwiska. Człowiek, który pod przybranem nazwiskiem wkrada się w obcy dom, nie ma czystych zamiarów i nie jest uczciwym człowiekiem.
W takim razie więcej Jerzego, niż jego, winić należy. Nie wiem, co mogło skłonić pana Adolfa do bywania w naszym domu, ale-bym przysięgła za niego, że nieuczciwych zamiarów nie miał.
— Jak widzę, ten pan fabrykant zyskał sobie niepoślednią protektorkę w pani, — odezwał się z przekąsem Maurycy. — Choćby dlatego, wizyty jego nie były tu daremne. Może to był główny cel jego.
Baron spojrzał na mówiącego i zachmurzył się niekontent. Słów Maurycego nie mógł uważać, jak tylko za żart, a jednak nawet żartem nie chciał przypuścić jakiejkolwiek skłonności Zofii do syna fabrykanta. Żart wydawał mu się niewłaściwym, obrażającym i zostawił go bez odpowiedzi.
Jerzy, również niekontent z odezwania się Maurycego, skierował rozmowę na główną drogę, pytając barona: czego właściwie chciał od niego stary fabrykant.
— Groził mi wywłaszczeniem. To zuchwalstwo, co?
— I na jakiej podstawie.
— Alboż ja wiem. Na jakiejże-by podstawie.
Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/188
Ta strona została przepisana.