— Wuju, ja sama nie pozwolę, aby przyszło do tej ostateczności. Ty musisz się ratować; powinieneś to zrobić przez miłość dla mnie.
— Dla ciebie? — baron wpatrzył się zdziwionym wzrokiem w twarz Zofii, — dla ciebie?
— Tak... Ja nie umiała-bym żyć bez Zalesia, bez Zofiówki, wyrzec się tych zbytkownych rozkoszy, któremi mię otoczyłeś.
Kłamała, mówiąc to. Baron jednak wierzył, bo ją sądził podług własnych upodobań i zachceń.
— Prawda, nie pomyślałem o tem, że tu nie tylko o mnie idzie, że nie mam prawa poświęcać ciebie... Tak. Za nic w świecie nie oddam im parku.
— Tem mniej oddasz im pałac — poddała mu Zofia.
— Tak, pałacu także oddać im nie mogę.
Wszak to miejsce twoje rodzinne; ty-byś nie mogła żyć bez pałacu tego, prawda?
— Prawda, wuju.
Baron coraz więcej wierzył, że tylko dla Zofii należy mu ratować majątek wszelkiemi sposobami. Samolubstwo jego miało wszelkie cechy poświęcenia.
— Tak, — mówił, zdobywając się na energią, — ratować się muszę... dla ciebie. Nie mogę pozwolić, byś cierpiała dla mnie, przez moje marnotrawstwo.
Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/201
Ta strona została przepisana.