w tył na chwilę. Potem wychylił się jeszcze więcéj z okna i patrzał za odjeżdżającą. Widział, jak okrążywszy dwie kuźnice, zboczyła na gościniec, wysypany żużlami, i zawróciła w stronę parku. To niespodziewane zjawienie się damy w fabrykach zastanowiło Schmidta. Nie przypuszczał, żeby przypadkowo przejeżdżała, droga bowiem główna nie szła tędy. A jeżeli była z interesem, dlaczegóż nie zatrzymała się przed jego mieszkaniem, ale przebiegła szybko koło niego?
Kiedy tak rozmyślał stary, Adolf wszedł do mieszkania. Schmidt zauważył, że od pewnego czasu był czegoś smutny i bardzo zamyślony. I teraz, wszedłszy, miał ten sam wyraz jakiéjś tajonéj zgryzoty.
— Co tobie jest, chłopcze?.. — spytał Schmidt, niekontent z tego usposobienia jedynaka.
Adolf podniósł spokojnie oczy na ojca, wpatrzył się w niego bezmyślnie i odrzekł:
— Nic mi nie jest...
— Od kilku dni osowiałeś mi jakoś... straciłeś żywość, energią; to mi się nie podoba.
— Niezawsze można być wesołym, mój ojcze — odrzekł z jałowym z uśmiechem.
— Zkąd-że wracasz? — spytał go Schmidt po chwili.
— Z kuźnic.
— Czy widziałeś ją?
Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/231
Ta strona została przepisana.