— Nie, nie zgadłam. Pan nie dla mnie odeżdżasz, odjeżdżasz dla siebie, dla dumy, która nie pozwala panu przyznać się do tego, co nazywasz zapewne słabością duszy...
— Mylisz się pani, odjeżdżam, bo widzę niepodobieństwo...
— A czyś pan probował czemkolwiek usunąć to niepodobieństwo?., przekonać się, czy ono istnieje rzeczywiście?..
— Znam przesądy ludzi waszego urodzenia; wiem, jaką miarą mierzycie wartość człowieka i nie chciałem pokazać się śmiesznym w oczach pani.
— A gdybym panu powiedziała, że się omyliłeś. Czy zostaniesz?..
— Wtedy odjadę z pociechą, że piérwsze uczucia serca oddałem kobiecie niezwyczajnéj, wyższéj nad przesądy, zacnéj; ale odjechać jednak muszę.
— Teraz już nie rozumiem pana.
— Wszak pani nie zależysz od siebie, a baron nie zezwoli nigdy. Znam go trochę w tym względzie; domyślam się, jak-by się oburzył, a ja nawet za cenę tak wielką, jak miłość pani, nie zniósł-bym upokorzenia, ani chciał-bym nieprawym sposobem zdobywać sobie szczęścia. Ani ja, ani ojciec mój nie zgodzili-byśmy się na to. My, ludzie pracy, mamy także swoję dumę.
Baronówna podniosła się z ławki; w twarzy jéj było poważne zamyślenie.
Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/241
Ta strona została przepisana.