nach, używał reputacji bardzo zdolnego w swoim fachu. Kilka szczęśliwych jego kuracyi opowiadano sobie z podziwem, rozumie się, nie bez nadzwyczajnych dodatków. To też baron z pełnem zaufaniem udał się do niego.
Był to człowiek około lat trzydziestu zaledwie: osobistość sympatyczna, budząca zaufanie i uszanowanie.
Przybywszy do Zalesia na wezwanie barona, został przedstawiony Zofii, nie jako doktor, ale jako gość. Baron bowiem nie chciał, aby Zofia wiedziała, że stan jej zdrowia jest zatrważający; bał się, by niespodziewane pojawienie się doktora nie zrobiło na niej wrażenia i nie pogorszyło jej słabości. W charakterze więc gościa doktor delikatnie, ostrożnie wybadał pilnie stan chorej, więcej obserwując ją, niż pytając. Baron niespokojnie patrzał w twarz jego, chcąc na niej wyczytać, co myśli. Ale twarz ta, spokojna, nie wiele go objaśniła. Starał się więc jak najprędzej znaleźć sposobność wyprowadzenia doktora do ogrodu. Tu, zaledwie zostali sam-na-sam ze sobą, zapytał go z troskliwością i niepokojem:
— I cóż, doktorze? Jakże ją znalazłeś?..
— Nie będę łudził barona... Stan chorej jest zatrważający!..
Baron zachwiał się, zimny pot wystąpił mu na blade czoło.
Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/249
Ta strona została przepisana.