— Tylko sekret przed Zofią do czasu. Trzeba ją przysposobić do tego, bo gwałtowne wzruszenie zaszkodzić-by jéj mogło. Ona jest tak słabą teraz, tak pomizerniała biedaczka. Czy widziałeś ją?
— Nie.
— To dobrze, Wstrzymaj się dni kilka. Dajcie mi czas do ułożenia wszystkiego.
— Panie baronie, nie słowami, ale życiem całém podziękuję ci za to szczęście, jakiem mnie darzysz.
Głos jego drżał od radości i szczęścia.
— Dziś wracaj do siebie. Nie trzeba, aby wiedziano o twojej tu bytności dzisiejszej. Ja idę do Zofii uspokoić ją. Będę się starał przygotować ją do tego.
— A ja mojego starego wyleczę tymczasem z niektórych uprzedzeń.
— Jakto? Czy ojciec twój nie życzy sobie tego związku?
— Nie dziw mu się, baronie. Jeżeli wy macie przesądy i uprzedzenia, i my mamy swoje. Ojciec mój nie wierzy, by kobieta, urodzona w pałacu, mogła być dobrą żoną dla fabrykanta.
— Więc ten tylko powód? Jeżeli tak, to ja biorę na siebie przekonać twego starego, że się myli. Jutro będę u was.
Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/312
Ta strona została przepisana.