Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/65

Ta strona została przepisana.

— Nie znam — rzekła krotko, obojętnie.
— Kilka dni temu spotkaliśmy się z nim na stacyi kolei. Pamiętasz?
— A! ten z rumianą twarzą — odezwał się Maurycy, krzywiąc się przytem niezadowolniony. — Ten człowiek na nerwy mi działa swojem kwitnącem zdrowiem i zadowoloną twarzą. Nie lubię takich natur herkulesowych, które dziś chyba są potrzebne tylko na tępienie befsztyków i sznycli po restauracyach. Zdaje mi się, że dusze takich ludzi muszą siedzieć w ich muszkułach, a życia ich celem odżywianie i konserwowanie tych muszkułów. W hodowli koni takie rasowe exemplarze mają swoję wartość, ale pomiędzy ludźmi nie pojmuję ich potrzeby.
Wątła i zwiędła komplexya Maurycego tłomaczyla poniekąd to jego rozdrażnienie przeciw Adolfowi. Dowiedzionem jest, że ludzie słabego zdrowia, szczególniej zagrożeni chorobą piersiową, czują pewien wstręt do ludzi silnych i zdrowych, podobnie, jak go mają ubodzy do bogatych. Wstręt ten tłómaczy się pewnym żalem, zawiścią, a wreszcie chorobliwym stanem nerwów. A Maurycy był do wysokiego stopnia nerwowym. Pod wpływem tego nerwowego rozstroju, kierował się więcej sympatyami i antypatyami, niż rozsądkiem. Do Adolfa od pierwszej chwili powziął był odrazę i nie