Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/67

Ta strona została przepisana.

— Myślę о pańskiej Włoszce.
— Jak pani jesteś dobrą!
— Dobroć moja nie wróci panu tego, coś pan stracił.
— Może, tracąc mało, zyskałem wiele: pani współczucie, przyjaźń.
— Przyjaźń!? — Roześmiała się jałowo, z przymusem. Potem, nagle zwracając się ku niemu, spytała: — Czy pan wierzysz w przyjaźń pomiędzy mężczyzną i kobietą?
Maurycy chwilę się namyślał; potem odrzekł, spuszczając oczy przed jej bystrem spójrzeniem:
— Nie wierzę.
— I dlaczegóż pan mówiłeś to, czego nie myślałeś?
— Bo nie miałem innego wyrazu na oznaczenie tego uczucia spokojnego, jakiego doznaję przy pani. Tamta miłość szarpała nerwy, paliła mnie zazdrością...
Irena czy się domyślała reszty, czy słyszeć nie chciała; uderzyła silnie w klawisze i zagrała jakiś urywek z Beethovenowskiej sonaty.
— Kiedy skończyła, zwróciła się do Maurycego, stojącego za nią, i spytała: — Kiedy pan widziałeś się z nią raz ostatni?
— Na kilka dni przed wyjazdem z Medyolanu.
— Więc ona była w Medyolanie?
— Przyjechała z ciotką swoją po wyprawę.