rodziny. Był to więc czyn nierozważny; ale potępić go nie można, choć-by dlatego, że to było zapomnienie się.
— Zapomnienie szlachetne — rzekł Jerzy z naciskiem.
— I jakąż nagrodą udarował ów Schmidt tego zacnego chłopca? — spytał baron.
— Żadną — odrzekła Zofia i chciała coś dalej mówić, ale przerwał jej baron, mówiąc:
— Byłem tego pewny. Gdzie taki człowiek umiał-by ocenić podobny czyn!
— Ależ wuju, tym młodym człowiekiem był właśnie syn Schmidta.
— Syn?
To objaśnienie pomieszało baronowi szyki. Nie wiedział przez chwilę, co powiedzieć. Potem odezwał się, spuszczając z tonu:
— Proszę! Nie był-bym przypuszczał, że taki dorobkowicz może się zdobyć na podobne poświęcenie.
— Bo też to nie było poświęcenie, panie baronie — odezwał się Adolf. — O ile słyszałem, syn Schmidta nie tyle ocalenie dziewczyny miał na myśli, jak raczej składu nafty, którego pożar obróciłby w perzynę jego i ojca jego mienie.
— Tak, to co innego — rzekł baron.
— Można się było spodziewać podobnych motywów — dodał drwiącym tonem Maurycy.
Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/82
Ta strona została przepisana.