Strona:Michał Bałucki-O kawał ziemi.djvu/91

Ta strona została przepisana.

linią kolei, jak w Anglii, a wtedy będziesz mógł robić porównanie.
— Jednak zawsze wynagrodzenie to ogromnie małe za dziesięć godzin ciężkiej pracy.
— Dwanaście godzin — poprawił go ojciec.
— Dwanaście godzin? To niepodobna! Nic dziwnego, że robotnicy słuchają podszeptów swych doradzców. Że tu nie buntują się, to dlatego, że obchodzisz się z nimi, jak ojciec, że w potrzebie znajdują pomoc u ciebie.
— Dodaj i to, że ceny produktów tu są dosyć nizkie.
— Tak; ale ceny te były dawniej jeszcze niższe; dziś, o ile widzę z gazet, poskoczyły znacznie w górę, a płaca za robotę została ta sama. Wiesz, ojcze, radził-bym nie czekać, aż robotnicy upomną się o swoje prawa, i podnieść cenę.
— To niepodobna. Cóż-by na to powiedzieli okoliczni właściciele? Okrzyczeli-by mnie za buntownika, podżegacza. Miał-bym ich wszystkich przeciw sobie.
— Ale miał-byś za sobą robotników. Czyn twój był-by moralnym przymusem dla innych.
— Jak widzę, mój pan syn jest gorliwym agentem „Internacyonału“ — rzekł Schmidt pół-żartobliwie, pół-seryo.
— Nie, ojcze; jestem tylko agentem sprawiedliwości. Jeżeli pracą tych biednych robotników