dział, z jaką żywą radością przyjęła od doktora wiadomość, że chora przeszła niebezpieczeństwo i niezadługo wróci do zdrowia. Był to wybuch radości, graniczący z szałem prawie. Amelka śmiała się i płakała na przemiany, skakała po pokoju, jak dziecko, klaskając w dłonie, to całowała ręce choréj i męża jéj, który, zażenowany, nie chciał pozwolić na to żadną miarą. O mało, że samego Jana nie uściskała: tak radość jéj potrzebowała się wywnętrzyć, podzielić ze wszystkimi.
Jan wdzięcznym jéj był w duszy za to uzewnętrznienie radości, którą i on czuł żywo w duszy, ale jéj objawić nie umiał. Ona była niejako wyrazem jego uczuć. Nie mógł się powstrzymać, by jéj nie podziękować za to, i gdy odchodzącą odprowadzał do sieni, uścisnął jéj rękę i rzekł głosem wzruszonym:
— Pani jesteś bardzo dobrą, panno Amelio, dla mojéj matki, dla nas.
Chciał nawet, przepełniony wdzięcznością i szacunkiem, złożyć pocałunek na jéj drobnéj rączce, ale mu ją wyrwała zażenowana, skoro spostrzegła jego zamiar, i uciekła.
Biegła ku domowi, kierując się więcéj przyzwyczajeniem, niż oczyma, bo nie widziała nic przed sobą, tak odurzona, nieprzytomna była. Jakieś wewnętrzne zadowolenie dodawało jéj lotu. W ogrodzie uderzyła się o coś, była pewną, że o drzewo, i chciała iść daléj, gdy uczuła, że ją ktoś zatrzymał
Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/104
Ta strona została uwierzytelniona.