Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czego ci nie powié?
— No, tego, o czém mówiłeś... — wstydziła się wymówić to słowo. Ojciec musiał jéj pomódz:
— Że cię kocha? — spytał.
— Tak — odezwała się, kryjąc jeszcze bardziéj twarz i płacz jéj wzmógł się.
— Dlaczego?
W tém zapytaniu czuć było obrażoną dumę ojcowską. O ile wprzódy niepokoił się podejrzeniem, że młody Leszczyc bałamuci mu córkę, o tyle teraz czuł się dotkniętym obojętnością jego dla swéj jedynaczki.
— Dumny może? — dopytywał się córki.
— Nie, on jest bardzo dobry dla mnie; ale ja wiem, ja to czuję, że on-by mnie nie mógł pokochać.
— To znajdzie się inny. Nie będziemy go prosić. Będziesz miała w kim wybierać.
— Ja nie chcę nikogo! — i zaczęła znowu płakać.
— No, Małka, nie bądź głupia, nie płacz, niéma jeszcze o co. Jeżeli on ci się podoba, to będzie twoim. Pogadam o tém ze starym, wymiarkuję.
— O! mój ojcze, jakiś ty dobry!
— No, tylko mi nie płacz; ty wiész, że ja tego nie lubię.
Zaczęła się śmiać do niego przez łzy, i całowała go z radością, i powtarzała;
— Ach, gdyby to być mogło! gdyby to być mogło, jak-bym była szczęśliwa!