Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

i puścić się w świat na nowe wędrówki, przygody, albo starać się gdzieś, przy jakim ogrodzie botanicznym, o miejsce dyrektora; ale nie zrobił tego. Zasiedział się na miejscu i przywyknął. Jak ptak, co po szerokich bujał przestworzach, zamknięty w klatkę, szarpie się i rzuca, tłukąc piersiami i skrzydłami o żelazne pręty, a po latach kilku, lub kilkunastu, tak oswoi się ze swojém więzieniem, że, wypuszczony z klatki, wraca samochcąc do niéj. Aptekarz przywyknął już do swojéj klatki. Cały dzień prawie można go było widziéć w téj klatce, jak siedział, z rudą brodą, w zielonych okularach nad stosem recept, lub retortą. Czasami jeszcze odzywały się w nim dawne popędy do wędrówek; wtedy brał kij w rękę, puszkę na plecy i szedł na parę tygodni w góry i lasy, zkąd wracał, orzeźwiony na umyśle i zdrowszy, do swojéj klatki, i smażył znowu leki, balsamy cudowne na rany, elixiry na różne dolegliwości. (Jednemu tylko pocztmistrzowi nie mógł nic wymyślić na porost włosów). Te wynalazki więcéj może jeszcze, niż rozległe wiadomości, jakie posiadał, jednały mu respekt i poważanie w miasteczku i okolicy. Był wyrocznią i powagą w rzeczach naukowych, w dysputach, i nikt nie ośmielił się wobec niego występować ze zdaniem przeciwném, choćby nie był przekonany o słuszności wywodów jego. Był pessymistą w skutek gorzkich doświadczeń i zawodów, jakich doznał; to téż