Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

ku jego twarzy miała podniesione oczy, słuchała go oczyma i duszą całą. On czuł, jak jest słuchany, i to dodawało mu zapału, wymowy. Przedmiot opowiadania nie był nawet ani tak ważny, ani tak zajmujący; opowiadał jéj jakiś epizod ze swego pobytu w Wiedniu; a jednak słuchała go z zajęciem dlatego tylko, że on to opowiadał, a być może, iż i on z takiém życiem opowiadał, że go ona słuchała. I tak się rozgadał, a ona tak się zasłuchała, że nie uważali wcale, iż aptekarz spotkał się ze starymi Leszczycami i zawrócił z nimi ku miastu. Dopiero go spostrzegli, kiedy zagadał do Jana;
— Masz tam pan list na poczcie. Gdybym był wiedział, że się spotkam z wami, był-bym go zabrał.
Odezwanie się aptekarza zrobiło na Janie takie wrażenie, jakby mu kto zimną wodą bryzgnął na rozgrzaną twarz. Wzdrygnął się nerwowo. Nigdy jeszcze głos aptekarza nie wydawał mu się tak nieprzyjemnym, a wzrok tak cynicznym. Gniewało go, że wzrokiem tym przeszywał badawczo Amelkę, i zdawało mu się, że jéj tém ubliżał. Wysunął się umyślnie nieco na przód, aby ją zasłonić przed jego niedelikatną ciekawością, i nie kontent był, że zbliżał się do nich.
Może i Amelka coś podobnego czuła, lub może uważała za niewłaściwe pozostawać dłużéj przy Janie wobec trzeciéj osoby nieznajoméj; dlatego wysunęła rękę z pod jego ramienia i, pod pozorem zapy-