tylko rzucił okiem na list, poznał pismo Leona, w dotknięciu poczuł, że były w nim fotografie, i dlatego tak nie spieszył się z otwieraniem. Wydawało mu się jakoś niewłaściwie czytać ten list wobec matki i Amelii, nie śmiał wydobywać fotografii, bał się zapytań, bał się, że będą ciekawe zobaczyć. Wstydził się zdradzić przed niemi swoje tajemnice; dziwił się jednak, że odebranie listu, na który tak długo czekał, który miał może rozstrzygnąć los jego, nie wywołało w téj chwili w nim żadnego innego uczucia, prócz zakłopotania, i więcéj myślał, co sobie o jego tajemniczéj korespondencyi pomyśli matka, lub Amelka, niż, co w sobie zawierała. Może do tego przyczyniło się głównie to, że mu tak długo na odpowiedź czekać kazano. Uczucie jego, które w piérwszych chwilach napięte było jak struna na najwyższe tony, miało czas przetrawić się, przejść cały proces fermentacyjny i ułożyć się do spokoju, a nawet do obojętności. Milczenie Leona tłómaczył sobie tém, że nie miał do napisania nic pocieszającego i dlatego nie pisał. Z początku cierpiał nad tém bardzo, potém miłość własna zaczęła ze swojéj apteczki podawać mu różne uspakajające środki, aż wreszcie z całego tego burzliwego epizodu zostało tylko chłodne wspomnienie, jak lawa po wybuchach wulkanu. Ani przypuszczał może, iż do téj prędkiéj rekonwalescencyi jego duszy, a raczéj serca, niemało się także przyczyniło towarzystwo Amelii. Chorzy mają zwyczaj
Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.