Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

ciach swych między matką Jana a swoim ojcem nie widziała żadnéj różnicy. Oboje wydawali się jéj jednako dobrzy, jednako przywiązani do swych dzieci. Sądziła z tego, co widziała; rozumowania jéj religijne nie wybiegały za sferę ziemskich stosunków. Celem jéj życia było życie, a uczciwość dogmatem. I była z tém zupełnie szczęśliwą. Nie sięgała myślą za granicę życia, bo życie dawało jéj wszystko, czego jéj było potrzeba do szczęścia, ojciec zaspakajał wszystkie jéj życzenia; a choć chwilowo trapiła ją tęsknota i nuda, gdy musiała żyć samotnie, poprzestając na towarzystwie staréj Sury, to jednak wiedziała, że niezadługo wyjdzie na świat szeroki, piękny, o którym ojciec cuda jéj opowiadał, że będzie bogatą, i to oczekiwanie było także szczęściem, bo szczęśliwi jesteśmy potąd, dopóki się czegoś spodziewamy. Od czasu poznania Jana, przyszłość w bardziéj różowych jeszcze przedstawiała się jéj barwach.
Ale od kilku dni zmieniło się to wszystko; świetne barwy pociemniały, życie straciło dla niéj urok. Czuła się bardzo nieszczęśliwą i dlatego słów panny Zenobii słuchała z taką głęboką uwagą. Religia chrześcijańska jest religią nieszczęśliwych; tym, którym życie nie może już nic ofiarować, prócz cierpienia, religia obiecuje szczęście wieczne, uciśnionym mówi o sprawiedliwości Bozkiéj. Amelia chciwie połykała spragnioną duszą te nauki wiary, która jéj