powietrze, jak woda, a w tym człowieku kocha się druga. Wszak obie nie mogą być szczęśliwe?
— Ależ to herezya, moje dziecko, tak myśléć o szczęśliwości wiecznéj. Tam nie będzie żadnéj takiéj miłości.
— Nie będzie? To ja nie chcę waszego nieba — odezwała się żywo Amelia i odsunęła się od Zenobii. — Cóż mi to za niebo bez miłości?
— Ależ poczekaj, moje dziecię — tu wzięła ją za rękę i pociągnęła ku sobie — będzie miłość, ale miłość powszechna. Wszyscy będziemy się miłować.
— Ja nie chcę takiéj miłości, ja-bym umarła z bólu, gdybym wiedziała, że on kocha innych, inne, tak, jak mnie.
— Co za on?
Żydówka spostrzegła, że się zdradziła. Zakryła ze wstydu twarz rękoma i czas jakiś tak siedziała. Potém zerwała się nagle, wzięła Zenobią za obie ręce i, patrząc jéj ostro w oczy, rzekła:
— Ale pani nie powiész tego nikomu, prawda? Pani nie będziesz chciała korzystać z mojego zapomnienia i nie powiész nikomu, nawet jemu? Przyrzekasz mi to pani?
— Ależ ja nie wiem, moja kochana, o kim mówisz.
Panna Zenobia popełniła niewinne kłamstwo dla uspokojenia żydówki. I rzeczywiście to się jéj w zupełności udało. Amelia była przekonaną, że wszyscy
Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/171
Ta strona została uwierzytelniona.