posadę. Odjeżdżając, kazał cię pozdrowić. Żałował, że nie mógł widziéć się z tobą przed wyjazdem.
Jak powiew świeżego wiatru w dzień upalny i duszący, takie wrażenie te słowa zrobiły na Amelii. W piersi zrobiło jéj się nagłe przestronno, swobodnie, bo wszystkie przykre myśli, które od kilku dni przygniatały ją, rozwiały się i jasny promień nadziei ożywił ją. Sama nie mogła sobie zdać dokładnie sprawy, co ją tak ucieszyło, boć przecie to, że pojechał do Lwowa, a nie do Wiednia, nie usuwało jeszcze domysłów, że kocha owę piękną pannę, któréj fotografią mu przysłano; a jednak rada była, że pojechał do Lwowa, a nie do Wiednia. A przytém, odjeżdżając, myślał, a przynajmniéj mówił o niéj i żałował, że nie mógł się z nią widziéć. Przypuszczała, że może miał jéj coś powiedziéć, i zapewne nie takiego, co-by ją zasmucić mogło, bo w takim razie nie był-by przecież żałował tego, że jéj nie mógł zasmucić. Radosne jakieś przeczucia budziły się w niéj, czuła dziwną błogość w piersiach, świat wydawał się jéj piękniejszym, ludzie lepszymi. Stan ten wpłynął jeszcze bardziéj na podniesienie jéj uczuć religijnych. Upatrywała jakiś mistyczny związek między swojém nawróceniem a tą niespodziewaną pociechą, jakiéj doznała teraz, i przypisywała to cudownemu zrządzeniu tego Boga miłości, którego wyznawczynią być chciała. Prosiła nawet panny Zenobii, czy-by nie można przyspieszyć chrztu, rada-by
Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.