była, żeby Jan za powrotem zastał ją już chrześcijanką. Ale panna Zenobia ułożyła sobie już z góry, że chrzest odbędzie się podczas misyi; miał to być niby skutek owéj misyi, i, jak wiemy, chciała faktowi temu nadać, ile możności, największy rozgłos. Życzyła sobie także, aby neofitka była jeszcze ostatecznie przygotowaną do chrztu przez prowincyała OO. Jezuitów, księdza Bonawenturę. W pokorze chrześcijańskiéj chciała jemu oddać chwałę tego nawrócenia niewiernéj.
Amelia poddała się woli swojéj nauczycielki, a tymczasem wbijała sobie w pamięć wszystkie tajemnice wiary i reguły katechizmowe, jak również czytała pilnie żywoty świętych i inne książki nabożne, których jéj panna Zenobia ze swojéj obfitéj biblioteki dostarczała. Czasami odwiedzała Leszczycową, by odetchnąć trochę po tych męczących ćwiczeniach religijnych i zaczerpnąć nadziei. Było jéj tam jakoś lepiéj, słoneczniéj, ciepléj.
Jednego dnia, kiedy tam przyszła, Leszczycowa, witając ją przyjaznym uśmiechem, pogroziła jéj palcem i rzekła:
— Poczekaj, dam ja ci. Zbałamuciłaś mi chłopca, a ja nic o tém nie wiem.
Amelia ze zdziwieniem spojrzała na nią.
— Tak, tak, udawaj niewiniątko. Zdawało-by się, że trzech zliczyć nie umié. I tamten także, ta-
Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/177
Ta strona została uwierzytelniona.