— Prawda, ona najlepiéj nam doradzi.
Wezwano więc matkę do narady, bo właśnie weszła do pokoju. Jan objaśnił ją, o co chodzi i zarazem dodał, że, dla uniknienia spotkania, sądzi, iż najlepiéj będzie, gdy wyjedzie na ten czas z miasteczka.
— Dlaczego? — spytała matka całkiem spokojnie — czy się jéj tak boisz?
Jan zawstydził się wobec tego pytania za swoje tchórzowstwo. Rzeczywiście, dlaczegoż miał uciekać przed nią, kryć się? Czyż miłość jego dla Amelii ma być tak słabą, żeby kilka godzin, spędzonych w towarzystwie Julii, miały ją rozwiać, lub osłabić? Dziś Julia przestała już być niebezpieczną dla niego, była mu nawet obojętną. Był-by to nietakt z jego strony, aby miał unikać tego spotkania. Owszem, powinien był widziéć ją i przekonać postępowaniem swojém, że między nimi wszystko już skończone. Uradzono tedy, że Jan wynajmie w oberży mieszkanie, pójdzie na spotkanie przybyłych, ułatwi i załatwi im wszystko, czego będzie potrzeba, i wypełni w ten sposób obowiązki gościnności.
Amelia biernie zachowywała się wśród téj narady. Widziała, że Leszczycowéj zdanie jest całkiem słuszne, że rada jéj zdrowa; a jednak dała-by wiele za to, aby tego spotkania nie było. Miłość jest samolubną i zazdrosną. Tém tłómaczyła Amelia swoje obawy i starała się pokonać je w sobie.
Strona:Michał Bałucki-Za winy niepopełnione.djvu/187
Ta strona została uwierzytelniona.